Barolo w niecce, czyli kronika towarzyska

Wspaniały gość z przeszłości i piękna gospodyni na kiepskim zwyczajowo zdjęciu

Z dużym rozbawieniem przeczytałem w jakiejś wielkiej księdze cytatów o Krakowie fragment z któregoś XIX-wiecznego luminarza kultury (nazwisko sprawdzę i uzupełnię), który koło roku 1880 pisał, że Kraków jest o 50 lat za resztą kraju. Sto trzydzieści bowiem lat minęło z okładem, a w tej kwestii nic się nie zmieniło. W stolicy wrze życie celebryckie, wielkoświatowe. W dzień robi się pieniądze, a w nocy śni o arkuszach Excela. U nas tymczasem w dzień każdy chodzi z księżycem w butonierce, a w nocy zalewa pałę do nieprzytomności w Pięknym Psie.

Inne mamy w tej naszej zasnutej smogiem niecce przyzwyczajenia, inne uwarunkowania – w Warszawie na przykład do doktora się idzie, jak człowiek jest chory i chce się poczuć lepiej. Tymczasem w Krakowie choćby się człek czuł jak nowonarodzony, to też chętnie pójdzie do doktora, żeby się poczuć jeszcze lepiej. A dokładnie to nie do doktora, lecz do Doktorostwa M.

Doktor M., któremu dedykuję te zabawy stereotypami, a który się na mnie niechybnie obrazi, że go wykorzystuję jako obiekt ready-made do pożartowania sobie z krakowskiej tytułomanii, to jest mój serdeczny przyjaciel, jeden z najdawniejszych. Podobnie zresztą jak Doktorowa M., która też jest zupełnie pełnoprawnym Doktorem. Doktorowi M. zawdzięczam w dużej mierze – nie tylko ja zresztą – zarażenie winnym bakcylem (trafi za to zapewne na jakiegoś antygrafomańskiego Redwatcha), mamy za sobą z Doktorostwem wiele długich nocnych Polaków rozmów na tematy o różnym natężeniu pretensjonalności i w ogóle.

Ostatnio w zacnym gronie ludzi znających się z czasów, kiedy premierem był Waldemar Pawlak, sobie biesiadowaliśmy, futrowani po brzegi tureckimi specjałami przygotowanymi przez Doktorową-Doktor M. i oddając ulubionemu krakowskiemu zajęciu… No dobrze, trzeciemu ulubionemu, tuż za obrabianiem dupy bliźnim i narzekaniu na wszystko. Otóż dumaliśmy nad nieubłaganym upływem czasu. Ba, Doktor M. posunął się w pewnym momencie do niebywałego okrucieństwa, stwierdzając, że gros jego pierwszorocznych studentów to ludzie, którym przez całe ich świadome życie towarzyszył inny doktor – Doktor House! Trudno, trudno przychodzi w to uwierzyć.

Na szczęście jest wino. Nie tylko dlatego, że smutki wysyła precz. Ono nam pokazuje, jak się starzeć z godnością.  Weźmy na przykład tę butelkę, Barolo Cannubi 1993 z Marchesi di Barolo. Gdy się to wino rodziło, ja biegałem w dresie po Szkole Podstawowej nr 27 im. Marii Konopnickiej. Ale podczas gdy ja dziadziałem, ono dojrzewało. I choć zdania, czy najlepszego momentu nie ma już za sobą, były zróżnicowane, to wino bez wątpienia wspaniałe – wiśniowo-herbaciany, dojrzały, arcybogaty nos z akcentami marmoladowymi, żużlowymi i ziołowymi. Usta gładkie, o średniej budowie, ale z cudną, żywą kwasowością i dobrą długością. Idealnie zrównoważone to Barolo (a o nas nikt tak chyba nie powie), eleganckie, bez śladu zmęczenia czy ponurych myśli.

Tak oto dążymy naprzód, kierując łodzie pod prąd, który nieustannie znosi nas w przeszłość. Tak brzmi ostatnie zdanie Wielkiego Gatsby’ego F. Scotta Fitzgeralda. Jak dobrze, przyjaciele, że razem z nami w przyszłość płynie wino, że ku winom możemy się oglądać wstecz.


3 Komentarze on “Barolo w niecce, czyli kronika towarzyska”

  1. wein-r pisze:

    Na FB piszesz: „…całkiem wiekowe Barolo.” Kuba! Jakie tam wiekowe. Osiemnastka. Ledwo w dorosłość wkracza :). A doświadczenia z „wiekowymi” mamy odmienne. Na ten dowód, podstawowe tegoż producenta ale z 1961 (tu niestety muszę spama wkleić 🙂 : http://www.sstarwines.pl/sample.php?inc=note.php&note=12084 ). I co Ty na to? Niezbadane są wyroki naszego Pana. Czasu. 😉

    • kubajanicki pisze:

      No tak, tak, wiadomo, młodo jak na Barolo – choć w sumie ile osób poza wąskim kręgiem wtajemniczonych u nas pija starsze?… Przy czym u Ciebie coś szemrało cinkciarsko w butelce z ’61., a tu jednak oczywista oczywistość – wiek i pochodzenie idealnie zgrane z odczuciami z degustacji, a do tego tona pysznego osadu do pochrupania na deser 🙂

      • wein-r pisze:

        Osad zawszę chrupię ze smakiem 😉 niekoniecznie na deser :).


Dodaj komentarz